Sympatia.pl

Nie oszukujmy się, w dobie internetu randkowanie i szukanie „drugiej połówki” wygląda jak szukanie numeru telefonu w książce telefonicznej za starych czasów. Tylko teraz jest łatwiej – nie trzeba czytać a tylko oglądać obrazki. Debilus pospolitus.

Mam kilka koleżanek po rozwodzie, które wpadły w wir randkowania. Za każdym razem jak opowiadają jakie miały „fantastyczne” spotkanie, przypominam sobie kilka historii z przeszłości.

Kiedy w 2012 roku po rozstaniu z mężem wróciłam kolokwialnie mówiąc „do obiegu”, byłam nieświadoma tego co mnie czeka. Z moim ex poznałam się pierwszego dnia na studiach. Z wcześniejszym chłopakiem znałam się z „placu”, a jeszcze wcześniejszego poznałam na wakacjach. Myślałam, że świat randkowania jest nadal tak niewinny jak go zapamiętałam.

No i siedzę. W mieszkaniu cisza. Przez kilka tygodni nawet mi to nie przeszkadzało. Lecz nagle stwierdziłam, że fajnie by było kogoś poznać. „Miss Universe nie jestem, ale ani ja szczerbata, ani kulawa, może ktoś się mną jeszcze zainteresuje?”. Pomyślałam na głos, ale ściany nie były rozmowne. Nadal milczały. Wzięłam zatem notes i zapisałam gdzie spotykałam byłych facetów i jak to się dla mnie kończyło. Następnie liceum i „plac” skreśliłam, bo to już się nie wróci 😉 Studia? Nieeeeeeee…. Już wystarczy mi studiowania. Praca? „Najgorszy pomysł ever! Nigdy nie romansuj tam gdzie pracujesz! To zawsze kończy się problemami” –  powiedziała mi koleżanka po tym, jak wyleciała z pracy za romans z szefem. Wzięłam sobie tę uwagę do serca. W sumie dobrze się uczyć na czyiś a nie swoich błędach, co nie? 😉 Ostatnimi miejscami na liście zostały dyskoteka i wakacje, gdzie dyskotekę skreśliłam w myślach jeszcze przed liceum, a do wakacji było jakieś ponad pół roku. Popatrzyłam na kartkę, pociągnęłam łyk herbaty, wzięłam laptopa i zapytałam wujka Google : gdzie poznaje się facetów. Nie śmiejcie się… 😀 Uwierzcie nie jestem jedyna, która wpisała taką frazę! Przeczytałam kilka artykułów i historii na forach. Nie było kolorowo. Wychodziło na to, że muszę zająć się iście męskim hobby, albo czekać na cud.

Odczekałam kilka kolejnych tygodni aż dojrzeję do tej decyzji, bo przekonana byłam, że z tej alternatywy korzystają zdesperowani albo wybrakowani. Korzysta ktoś, komu się nie chce i idzie na łatwiznę. Zapisałam się w końcu na sympatię.pl. Nie wiem czy uznałam się za zdesperowaną czy wybrakowaną, ale co na ówczesną chwilę miałam do stracenia?

Samo zalogowanie trwało wieki, bo każdy login który wymyślałam był już zajęty. W końcu wymyśliłam na tyle oryginalny i kontrowersyjny, że wyróżniałam się wśród wszystkich „misiaczków, niuń i kotków”. Potem opis. Kilka zdań o mnie i, że nie spotykam się z palaczami i niższymi od siebie (takie moje minimum z minimum a i tak przez wielu niemożliwe do spełnienia). Zdjęcia. Shit. Co tu dać? Bez golizny, bo mam zasady a i nie chce, żeby sobie ktoś trzepał konia do mojej foty. Znalazłam kilka z poprzednich wakacji, gdzie uśmiechałam się tak ładnie, nie wiedząc, że za miesiąc spadnie na mnie bomba jak na Hiroszimę i Nagasaki. Zatwierdź. 23.45. Poszłam spać.

Przed pójściem do pracy otworzyłam na szybko komputer i zaniemówiłam! 70 wiadomości do przeczytania. „Najpierw obowiązki, potem przyjemności” pomyślałam i wyszłam do pracy. Nie będę ściemniać – ulżyło mi. Cieszyłam się, że może nie umrę pod mostem będąc sama na świecie, że może gdzieś tam w tych 70 potencjalnie zainteresowanych jest ten jeden, który polubi mnie taką jaka jestem, a ja polubię jego? Przez chwilę słońce świeciło jaśniej, niebo było bardziej błękitne a ludzie, którzy drażnili wydawali się milsi. A potem zaczęłam odczytywać wiadomości…

Straciłam niewinność, nadzieję a słońce zgasło.

Po przesianiu wiadomości typu:

a) Hej. Spotkamy się?

b) Cześć, wyślij swoje zdjęcie nago.

c) Witam. Mogę zaproponować 2000 zł za 4 spotkania w miesiącu.

d) Hej. Palę, ale może się spotkamy?

e) Elo! Fajna jesteś, ja też jestem fajny zatem sex będzie zajefajny. Co ty na to?

Zostało 3 „człeków”, którym odpisałam. A odpisałam ponieważ: napisali więcej niż 2 zdania, opisali trochę siebie, potrafili zażartować i podpisali się pod wiadomością oraz używali kropek, przecinków i wielkich liter. Można powiedzieć, że w porównaniu z całą resztą, Ci byli na poziomie Einsteina.

Tak zaczęła się moja przygoda z wirtualnym randkowaniem, następnym etapem poznawania facetów.

Kolejne dni pozbawiły mnie wszelkich złudzeń – prawdopodobnie szybciej znajdę księcia zamienionego w żabę w jakimś bajorze niż faceta na portalu randkowym. Jednak nie mając wieczorami innej rozrywki, parzyłam herbatę, otwierałam laptopa i zajadając chipsy odpisywałam na wiadomości. Nie był to jeszcze czas aplikacji telefonicznych, więc mogłam czuć się incognito. Nikomu nie podawałam facebooka, a nr telefonu w ciągu 3 randkowych miesięcy, otrzymało w sumie 11 facetów, z którymi umówiłam się na kawę, a zanim się na to decydowałam mijało około 2-3 tygodni by nabrać pewności, że przynajmniej trochę znam człowieka. Teraz dopiero wiem jaka głupia i naiwna byłam. 😉 Wielu facetów nie mogąc dostać mojego nr telefonu, od „Fajna jesteś” bardzo szybko przechodziło do ” Wal się suko”. Pewien Janek, będący ponoć prawnikiem, już miał dostać ode mnie zielone światło na spotkanie, gdy nagle wysłał mi zdjęcie palącego się kominka, siebie w majtkach na sofce z różą w buzi i podpisem „Wydaje mi się, że jesteś bezpruderyjna, zgadza się?” . Najpierw sprawdziłam w słowniku co to znaczy bezpruderyjna 😉 Potem odpisałam, że ja to nie ta jedyna i życzę mu powodzenia w szukaniu szczęścia z kimś innym. Podziękował i również życzył szczęścia. Co by nie mówić – Janek był kulturalny. 🙂

No i przyszedł czas na spotkania 😀 Randkowaliście kiedyś w ten sposób? Wiecie jak to jest? Niby z kimś piszesz. Widzisz jego zdjęcia. W sumie wydaje się spoko. Wtedy przychodzi jeba** rzeczywistość.

Pan nr 1.

Małomówny, w zasadzie to ja ciągnęłam go za język. Kiedy rozchodziliśmy się i zapytał czy jeszcze się spotkamy, grzecznie odpowiedziałam, że nie.

Pan nr 2.

Sympatyczny do momentu tematów religijnych. Nawracać mnie chciał już podczas picia kawy w restauracji.

Pan nr 3.

Pierwsza osoba, która złamała zasadę nie wkraczania w moją przestrzeń osobistą. Rozmawiając ze mną, po 5 minutach złapał mnie za dłoń i przyciągnął do swojej twarzy. Zamurowało mnie. W sumie nic, ja wiem, jednak dla kogoś kto ostatni raz randkował mając 19 lat, łapanie za rękę było gdzieś między 10 a 20 spotkaniem, a nie na pierwszym! Grzecznie dopiłam kawę i pojechałam do domu, bez możliwości kolejnego spotkania.

Pan nr 4.

Ech… ten był fajny. Sympatyczny, wesoły, przystojny, dobrze zbudowany, ale kiedy powiedział „Wow. Wyglądasz jak na zdjęciach, nie oszukiwałaś i nie ważysz 50 kg więcej” zdziwił mnie i natchnął do szybkiej weryfikacji jego profilu. Wpisał sobie 7 cm wzrostu więcej niż miał, ja będąc na obcasach byłam wyższa o prawie głowę. Niesprawiedliwość!!! Niestety ten wzrost zabił mój entuzjazm – przecież to moje minimum z minimum!

Pan nr 5.

Bardzo dobrze nam się pisało. Kidy spotkaliśmy się, nie dość, że nie było efektu „WOW”, to jeszcze oboje byliśmy bardzo „zarobieni” i musieliśmy szybko wracać do domu 😉

Pan nr 6.

Ten to był agent. Wojskowy. On nie ma czasu na pierdoły. Widzimy się na kawę i jak się sobie spodobamy to już jesteśmy ze sobą. Myślałam, że żartuje – nie żartował. Spotkaliśmy się i nawet było fajnie. Gadka się kleiła, ha ha, hi hi, zatem umówiliśmy się na wieczór na kolację. Złego słowa nie mogę powiedzieć do momentu kiedy schyliłam się zapiąć buta. Klepnął mnie z całej siły w tyłek, a kiedy czerwona ze złości podniosłam się i zapytałam co robi, odpowiedział: „Moje, to se klepię.” Jak byłam czerwona to pobladłam. Po interwencji gdzie już wpraszał się do mnie na noc do domu, prosiłam by więcej nie dzwonił i nie pisał. Parę razy dzwonił – nie odebrałam.

Pan nr 7.

Jakie piękne miał zdjęcia. No model. Wiadomo było, że pół damskiej sympatii do niego pisze, ale mówię, co mi tam. Wtedy dokładniej zrozumiałam o czym mówił pan nr 4. Na spotkanie przyszedł kompletnie nie ten człowiek ze zdjęć. Noc i dzień. Do tej pory nie rozumiem po co ludzie oszukują już na początku. Przecież wygląd wizualny jest ważny. Jeśli ktoś kłamie na tym etapie skąd mamy wiedzieć, że jest szczery i prawdomówny w innych kwestiach?

Pan nr 8.

Był tak fajny, że nie dojechał. Napisał, że zabłądził, że nie wie gdzie, że to, że tamto…. Już nie odpisywałam.

Pan nr 9.

Jedyny facet, który mnie zauroczył. Pisaliśmy do siebie maile. Bardzo długie. O wszystkim i niczym. Co w nas siedzi, co przestrasza i czego oczekujemy. Miał pasję, miał zajęcie i fajną pracę. Wysyłał mi na dobranoc fantastyczne utwory, które mam zresztą do dzisiaj i tylko z nim go kojarzę. Czekałam na wiadomość od niego i serce przyśpieszało kiedy wyświetlała się informacja, że mam nowego maila. Kiedy się spotkaliśmy, wygląd grał drugie skrzypce. Nie zgadzał się on do końca ze zdjęciem, ale nie miało to znaczenia bo byłam zadowolona, że mogłam spotkać kogoś z tak ciekawym wnętrzem. I kiedy patrząc sobie w oczy weszliśmy niechcący na temat swoich byłych, a on powiedział coś w stylu „Ta moja stara, to brzydka i gruba jest w porównaniu z Tobą”, lekko mnie otrzeźwiło. Po pierwsze – porównuje mnie (jak się okazało w tamtej chwili) do jeszcze nie byłej a obecnej żony, po drugie – obrażał ją a ja jestem zdania, że szacunek dla innych to ważna cecha, niezależnie od sytuacji, po trzecie –  za chwilę może tak powiedzieć o mnie…. Potem palnął jeszcze parę szowinistycznych haseł, co mnie zasmuciło, bo już wtedy wiedziałam, że to co skrywał właśnie wypłynęło i nie dam rady spotykać się z kimś, kto będzie mówił, że baba to tylko do garów się nadaje. Tak prysnęło moje zauroczenie i marzenia, że znalazłam drugą połówkę.

Pan nr 10.

Jedyny facet, który był normalny. Przyjechał. Wyglądał jak na zdjęciu. Rozmawiało mi się z nim tak samo dobrze jak pisało. Był wesoły, a ja byłam już po tylu nieudanych spotkaniach, że potrzebowałam kogoś wesołego. Był samodzielny, z byłą rozstał się dawno, nie miał dzieci, nie mieszkał z rodzicami, remontował swój dom i niestety miał dwie mini wady: jedną – miał firmę budowlaną (tak jak mój były mąż) a ja wiedziałam ile to jest problemów, wyjazdów, formalności, spotkań, przetargów, ogarniania pracowników – i przerażało mnie pakowanie się w coś takiego po raz drugi, drugą – miał ponad 2 metry wzrostu, byłam mu do pachy, w sam raz mogłabym robić za podpórkę i stojak na piwo 😉 Wady nie wady, powiecie. Zgadza się, dlatego spotkałam się z nim kilka razy. Nawet zaproponował teatr! Bosko, bo uwielbiam. Myślałam, że w pewnym momencie moja głowa zaskoczy, że to „to”, ale tak się nie stało. Wiedziałam, że z jego strony jest inaczej, że lubi mnie bardziej niż ja jego, zatem nie chciałam robić mu nadziei i kiedy przy kolejnym spotkaniu położył rękę na mojej nodze, bym w końcu określiła się bardziej, wytłumaczyłam, że cenię sobie jego obecność ale tylko jako kolegę. Nie był zadowolony, ale kontakt utrzymywaliśmy jeszcze przez pół roku. Zerwał się jakoś naturalnie. Mam nadzieję, że spotkał odpowiednią dziewczynę i jest szczęśliwy.

Pan nr 11.

Ostatni, z którym się spotkałam. Randka była koszmarna. Powiedziałam sobie, że na nim kończę randkowanie. Kupię sobie psa i będę zajebiście szczęśliwą singielką. Pokłóciłam się z chłopem w restauracji. On upierał się, że najważniejsze w życiu jest szczęście a ja, że zdrowie. Nie doszliśmy do ładu w tej kwestii. Byłam bardzo wkurzona a on przeszedł ze wszystkim do normalności jakby nic się nie stało i odprowadzając mnie do domu złapał za rękę a przy klatce domagał się buziaka. Już nie robiło to na mnie wrażenia jak za pierwszym razem więc i nie panikowałam. A potem pisał, dzwonił, kłóciliśmy się, dzwonił, spotkaliśmy się, znowu czymś mnie wkurzył, potem ja jego, chwila ciszy – siła próby, znowu zadzwonił, chwila normalnego spotykania, znowu nerwy i taka sinusoida trwała 3 miesiące. Do momentu kiedy zaprosił mnie na wyjazd do Zakopanego a tam powstała Ola. Pan nr 11 to mój obecny mąż 😉 Widocznie tak miało być.

Moje randkowanie zakończyło się w 2013 roku i będę szczera – nie zazdroszczę ani jednej osobie, która ma 30-100 lat i stara się znaleźć partnera. Mam na myśli zarówno kobiety jak i mężczyzn. Panowie zapewne też mają ciekawe historie do opowiedzenia. Wiem, że są fajni faceci, ale też nie mają lekko – trafią na taką niezdecydowaną Karolinę, która szuka dziury w całym i dalej tkwią w próżni. To świadczy tylko o jednym – jak trudno w dzisiejszych czasach się dopasować. Mam parę przemyśleń na ten temat, ale to może innym razem.

Powodzenia kochane singielki i single. Pamiętajcie, że „każda potwora znajdzie swego amatora” 😛 Pamiętajcie również, że nic na siłę i lepiej być szczęśliwym samemu niż nieszczęśliwym we dwoje :*

fotokod, kodmama

 

20 myśli w temacie “Sympatia.pl

  1. Już miałem ten fajny post skomentować ludową mądrością, że „kto się czubi, ten się lubi” i poradzić, abyś właśnie tą ofertą się zainteresowała, kiedy doczytałem, że to jest właśnie Twój obecny Małż. A więc „szczęścia i zdrowia” 😉

    Polubione przez 2 ludzi

    1. Hehe, w tej kwestii serio kłócimy się do tej pory 😀 Od 7 lat nie dajemy za wygraną 🙂 Dziękuję Andrzeju :*

      Polubienie

  2. 365dniwobiektywielg 25 stycznia, 2020 — 7:36 pm

    Bardzo fajnie się czytało. Cieszę się że znalazłaś swojego partnera do życia.

    Polubione przez 1 osoba

    1. Dziękuję 🙂 Nikt się tego nie spodziewał, że się uda – a ja już najbardziej 😛 🙂 :*

      Polubienie

      1. 365dniwobiektywielg 27 stycznia, 2020 — 10:16 pm

        Czasami tak jest a później miłe zaskoczenie 😊

        Polubione przez 1 osoba

  3. Uwielbiam historie z randek w ciemno. Sama mam parę w zanadrzu. Mnie się znalezienie partnera przez Internet nie udało. Znalazł się sam, gdy w ogóle nie szukałam i chciałam być sama, mając dość męskiego rodu. Takie to życie przewrotne.

    Polubione przez 2 ludzi

    1. Najlepiej jak znajduje się sam 🙂 Czasami jednak trzeba szczęściu pomagać. Pisz jakie to randki w ciemno miałaś bo ciekawa jestem 🙂

      Polubienie

      1. Oo, na przykład jeden po randce zabrał mnie po zakupy. Kupił kilka worków ziemniaków a dla mnie arbuza.
        Inny zaraz jak się spotkaliśmy natychmiast powiedział że musi zaraz jechać bo wiezie rodzinę na pogrzeb. Kolejny po randce napisał mi wiadomość że nic z tego nie będzie bo jestem za gruba.
        Jeszcze kiedyś koleżanka umówiła mnie z kolegą z pracy. Zaprosił mnie do kina. Miał darmowe bilety na seans o czym nie wiedziałam. Musieliśmy czekać 2 godziny na ten film.
        O i jeszcze był żołnierz, który w restauracji nie przepuścił mnie nawet w drzwiach. Zamówił sobie jedzenie, nie pytając mnie w ogóle czy mam na coś ochotę. Zjadł sam.
        Jak sobie pomyśle to też było wesoło…

        Polubienie

      2. Hahah! Uśmiałam się 🙂 Właśnie to jest moc internetu – co innego w świecie wirtualnym a co innego w rzeczywistości 🙂

        Polubienie

  4. A ja mam Małża z Internetów, z chata dokładnie 😜

    Polubione przez 1 osoba

    1. Czasami udaje się znaleźć tego normalnego, no nie? 😀 😉

      Polubienie

  5. Zdecydowanie zdrowie jest najważniejsze. Jedynie czasem mam wątpliwości czy nie miłość, bo ciężko być zdrowym i samotnym, a chorobę łatwiej znieść z kimś. Choć wciąż skłaniam się ku zdrowiu.
    Dobrze, że udało wam się odnaleźć 🙂

    Polubione przez 1 osoba

    1. Aby wszystko układało się dobrze potrzebne tak naprawdę jest wszystko: szczęście, zdrowie, miłość itd 🙂 Tylko potem można debatować dalej 🙂

      Polubione przez 1 osoba

      1. To prawda. ♥️

        Polubione przez 1 osoba

  6. Tak, zdecydowanie kłótnie zbliżają ludzi XD

    Polubione przez 1 osoba

    1. Haha, nie wiem czy właśnie tak było, ale coś jest w tej tezie 🙂

      Polubienie

  7. Dobrze się czytało. Ładne podsumowanie, dużo mądrości na dzisiejsze randkowe portalowe czasy. Dziękuje za ten wpis

    Polubione przez 1 osoba

      1. 😊👍💋

        Polubienie

  8. Droga Kodmamo, przeżyłam to samo, jednak moja historia z Panem 12 zakończyła się wyjazdem do i mego kraju, kupnem wspólnego domu i maluchem, który teraz bryka po salonie 😀. Jest czasem światło w tunelu, ale mój tu do tez był wyjątkowo dluuuugi. 🙂

    Polubienie

Dodaj komentarz

search previous next tag category expand menu location phone mail time cart zoom edit close